Walka z wilkami

Ocknął się i pierwsze co zobaczył to pędzące w jego strone stado wilków.
Jeden ugryzł go w ramię. Instynktownie wskoczył w ogień i po chwili poczuł innego wilka gryzącego go w nogę. Jedyne co mógł zrobić to użyć ognia do obrony. Nosił mocne rękawice, był w stanie rzucać rozżarzonym węglem i kawałkami drewna w powietrze w dowolnym kierunku bez poparzenia siebie.
Po chwili ognisko wylądało jak mały wulkan.

Nie mógł wytrzymać zbyt długo. Ogień był co raz gorętszy. Z kawałkiem płonącego drewna i ręce, skoczył na krawędź płomieni. Rzucając w najbliższego wilka wskoczył w śnieg żeby ochłodzić swoje stopy. Zginęły mu dwa psy i nie miał pojęcia co się z nimi stało.”Nie dopadniecie mnie!”, płacząc krzyczał do głodnych wilków

Nagle go olśniło. Zbudował duże koło, podpalił je i usiadł w samym środku. Gdy zniknął w chroniących go płomieniach, wilki podeszły bliżej aby zobaczyć co się z nim stało. Położyły się jak wiele psów, ziewając i rozciągając się w cieple płomieni.
Wtedy wilczyca usiadła, skierowała swój nos do gwiazd i zaczęła wyć. Jeden z wilków przyłączył się do niej, potem cała wataha, z nosami skierowanymi do gwazd.

Nadszedł poranek a z nim wschód słońca. Ogień powoli gasł. Mężczyzna musiał opuścić koło z płomieni lecz wilki biegły go dopaść. Palące drewno już więcej ich nie odstraszało. Jak tylko wstał, wilk nagle skoczył do jego gardła lecz nie trafił i wylądował na cztery łapy na kawałkach węgla. Od razu powrócił do grup i zaczął chłodzić swoje łapy w śniegu. Bohater patrzył na ogień który wciąż malał, aż w końcu zasnął.

Po chwili się obudził myśląc że minęły godziny. Coś dziwnego się stało, coś się zmieniło, lecz nie mógł dojść co takiego się stało. Wtedy odkrył że wilki zniknęły. Tylko ślady na śniegu tak narpawdę odwzorowywały jak blisko niego znajdowały się wilki podczas gdy spał.

Nagle usłyszał krzyki mężczyzn i szczekanie psów. Kilkanaście osób podbiegło do niego i zobaczyło człowieka siedzącego w środku gasnącego ogniska. Popatrzył na nich jak pijak i mówił do nich dziwnym, zaspanym głosem. . .